Śliwki były stałym gościem na naszej polskiej Wigilii - rok w rok pojawiały się w formie zupy śliwkowej. Co ciekawe, w tym roku akurat ich nie było, więc zapewne zrobię ją jakoś za parę tygodni, tak na smaczek, i jak Mama pozwoli to podzielę się przepisem. Jednak te faszerowane śliwki, to kolejny przysmak przywieziony z domu rodzinnego Nikolaya.
Jak widzicie przepis banalny, choć rodzaj orzeszków (i dwie możliwości) nie są tu przypadkowe. Jak pojechaliśmy do Romanovki to w tradycyjnej recepturze Mamy Wali były orzechy włoskie. I być może wielu z Was takie właśnie zasmakują, jednak ja je darzę szczerą nienawiścią. Nikolay z Mamą byli bardzo smutni, że przez taką rzecz miałabym nie spróbować tego wspaniałego deseru, więc wpadli na pomysł, żeby podprażyć z solą orzeszki ziemne i zrobić specjalnie dla mnie małą miseczkę właśnie z nimi. Co ciekawe podczas kolacji sylwestrowej kiedy podaliśmy jedne i drugie stwierdzili, że ta nowa opcja jest chyba nawet lepsza. Polecam Wam, więc spróbować obie.